Oko



Narysowane koło, ciemną, czarna wręcz kredką, pokazującą granice okręgu.
A w nim?
Barwna tęcza, od początku zieleń. Ciemna zieleń dojrzałego liścia kasztanu.
Co dalej?
Im bliżej środka tym zieleń blednie. 
Najpierw żółtą smuga zatacza koło, aż w końcu miesza się z czernią tworząc dojrzały kolor brązu.
Co jest w środku?
Dalej za brązem jest nicość, tak głęboka iż można w niej ujrzeć kawałek duszy.
Tak, koło to oko. 
A barwne odcienie życia to pory roku, istniejące ciągle we mnie.
Spróbuj a ujrzysz mój kawałek duszy, tylko szybko, nie będę czekał… 
Zamknę oczy… 
Wszystko przepadnie…

Intrygujaca kobieta



Przez życie idąc bez emocji...
Żyjąc celem... Tym co jutro...
Bez refleksji...
Bez wiary...
Bez miłości...
Lecz coś się zmienia...
Sekunda... Minuta... Godzina...
Wszystko zaczyna nabierać kolorów...
Na początku nietrwałe... Kruche... Aczkolwiek rosnące w siłę uczycie...
To jeszcze nie miłość... To jeszcze nie to...
Nie ten moment...
Jest intrygująca... Inna od wszystkich... Wypełnia myśli i daje wiarę...
Pobudza do myślenia...
Wyzywa na pojedynek...
Pojedynek uczuć... Ona przeważa, lecz wszystko się zmieni... Z czasem...
Czekając na następny dzień... Kolejne spotkanie... Cierpię...
Serce rwie się na kawałki z pragnienia...
Pragnienia bliskości...
Bliskości i zmiany...
Wszystko ustaje... Daje nowy początek... Od teraz rodzi się miłość...
Czy przetrwa?
Jest trwała... Ale nie wieczna...
Zrobić wszystko aby trwała wiecznie... Nowy cel...
Stare dobre życie w kolorach wiosny...
Niczym sen pomalowany farbami tęczy...
Cel nowego życia... Cel nowego JA...
Miłość...
Na wieczność...

Aniol



Za czarnymi jak obłok unoszącego się dymu mrocznymi drzewami strachu...
Na rozstaju jak niezmiernie krętych, aczkolwiek dobrze znanych dróg do szczęścia...
Stoisz Ty, odziana w boskie błękitne szaty...
Pół naga wskazujesz drogę głupcom i nędznikom.
O Pani przepięknej urody nie ukrywająca swojej bieli przed okiem nieudacznika...
Pozwól mi zasnąć u twych stóp nie żałując straconego życia.

Motor



Biała linia rozdzielająca dwie części ulicy...
 Ja i maszyna niczym błyskawica pędzimy przez niezmierzone trasy asfaltowej pustyni...
Wokół unosi się smuga energii wytworzonej przez prędkość...
Ale dlaczego...?
Co każe mi dalej jechać, coraz szybciej, coraz dalej, coraz spokojniej...
Ale to jeszcze nie czas...
Nie czas na odpoczynek, nie czas na sen...
To jeszcze nie koniec...
Moja droga będzie trwała dopóty, dopóki nie zaznam spokoju...
Patrząc na świat spokój we mnie gaśnie...
Rodzi się gniew...
A z gniewem...
Znów wsiadam na motor i jadę...
Jadę po kres wszystkich i wszystkiego...